LIMUZYNA DO WOLNEGO CZYTANIA 7

tańcząc na kra wędzi ciemności

A tu kolejny obrót w spirali, kolejny cykl i koło, wyszarpnięte z chaosu pole znaczeń. Zatoczone, rozplecione, zamknięte. Od ESO, 12 Małp przez Brzytwę Ockhama, Show Trumana, Cień, Nicość i Niktość. Czas jakby na chwilę stanął w hiperboli końca, jakby nabujał się wystarczająco i w końcu zabujał się ostatni raz. Wypluł bestie. Wytracił energię i zaczął z powrotem w kolejnej takiej samej acz innej funkcji się kręcić. Po kamieni kamień.

Czas będzie czymś innym dla ciebie w zależności jak/skąd będziesz na niego patrzeć. W gruncie rzeczy nic lub prawie nic o sobie nie wiesz. Ręce trzymasz w kieszeni i udajesz innych którzy też coś udają. Ten sam format z tym samym brakiem. I pewności co do pochodzenia i dumy ze zdeformowanego ładunku. Gubicie się razem czy osobno zarazem? Jeśli już przyjmiesz prawdopodobieństwo jakiejś determinacji czy dasz radę patrzeć na czas ze wszystkich stron, a zwłaszcza z tej, która ma wpływ na twojego ducha? Czy cieszysz się wtedy z atrofii woli? Czy wprost przeciwnie, czujesz, że prowadzisz w tańcu z Duchem?

Szpiedzy widzą jakiegoś ducha. To pewne. Zawsze chciałem być szpiegiem. Nie mówić za dużo bo trzeba będzie się później z tego wytłumaczyć. No tak ale przecież trzeba zareagować, trzeba coś powstrzymać. Czy możliwe jest takie pobudzenie zmysłów, że możesz odczuwać w oceanie empatii to samo co inni i przesyłać swoje? Odbierać co chcesz, co pomaga układać? Oczywiście. Tak działa medium. Znajdziesz tych z którymi nadajesz na jednej fali. Jakbyś wysyłał jeden komunikat możliwy do odczytania w wielogłosie, gdzie każdy głos inaczej/co innego odbiera i równocześnie każdy może być przekonany że komunikat jest skierowany wyłącznie do niego. To jest dopiero FUN.

Popularnym zdaje się również być przekonanie, że Boga znajdziesz w polu zestawień paradoksów. To nie jest do końca prawda, ponieważ tam dopiero zaczynasz zdawać sprawę z wagi sytuacji, z radości która być może cię czeka, ale i tak musisz posilić się odrobiną wiary. Tak znalezienie równałoby się mniej więcej ilości przeczytanych książek, co nie wydaje się być do końca sprawiedliwe i dostępne. A poza tym co to za gra…

Gdyby wiara była substancją byłaby do przełknięcia a tak tworzy się jakiś ciekawy trud wymagający określonej mieszanki uwagi/uczuć/postaw. Jest po prostu pewnym wymogiem w uzyskaniu pewnego balansu, którego ty nie czytasz i w sytuacji w której nie ty rozdajesz karty. Możesz podglądać licytować mądrzyć się czasem nawet naginać zasady. Zgaduję, że tak jak w każdej nauce. Trzeba tylko poznać kolejny nietypowy składnik, którego nie możesz zobaczyć.

Swoją drogą ty możesz nawet nie wiedzieć co odbierasz, co absorbujesz. Jaki ładunek w sobie czy ze sobą nosisz. Jeśli filtrujesz, gdzie składujesz. Widzisz to czy nie widzisz? Twoje to czy nie twoje? Leży ci autointerpretacja? Może to niezadomowiony szpion. Aż któregoś dnia ktoś nie wypowie magicznego słowa, nie uruchomisz się i nie zaczniesz tańczyć na krawędzi ciemności. Gdzie trud trudów. W równoważącym punkcie czasu, na krawędzi tolerancji sensów. Pomiędzy skończonością i nieskończonością, gdzie cezurę wyznacza poezja. Gdzie widać wszystkie strony.

Z liter i cyfr świat utkany w mniejsze i większe, krótsze i dłuższe znaczenia. W gruncie rzeczy można powiedzieć, że chodzi o Te ukryte słowo w tobie, gdzie jesteś Ty. Społeczeństwa i grupy już czytane/kreowane w modelach sieciowych więc to może się okazać jedyne prawdziwe, btw.

W sumie liczy się pryzmat twojego patrzenia. Do wygrania w perspektywie bezczasu bycie jednocześnie i odbijającym i odbijanym w lustrze oceanu szczęścia. Im więcej różno rodności tym zabawniej. Z dostępem do fałszywej świadomości i uzależnienia od hormonów 😉

Czy ta Iluzja musi być aż tak wyraźna? Stać się ciałem, żeby wsadzić w nią swój palec? Długo niezaskakiwany nieczytany w myślach zaczynasz rościć. Prawo cierpienie warunki i biznes gówno piedestał. Jesteś tylko ty ty ty. Tracisz widok. Gra nietolerancji. Tracisz dostęp. Jesteś tylko ty ty ty. Już nie pogodzisz. Coś zanika. Już nie pogadasz. Koniec.

Nawet nie wiesz, że już tylko pustota, niewygoda i cichy krzyk. No bo co? Trwogi nikt nie słucha. Kto nie wie? Już żujesz swoją kasę. Jesteś jednym Z. Uformowanym przez jakieś medium, które okazało się być zaledwie narzędziem do robienia kolejnej kasy. Strach się przyznać, że balans i pokora są kluczem i przepustką. Jednym/jedną Z

Post Scriptum Dicktum: Jedna blond żyrafa opowiadała mi kiedyś jak pracując w kampanii Baracka Obamy zrozumiała definitywnie, że całe pokolenie zostało wychowane na Prezydenckim Pokerze (The West Wing). Poker to chyba z widzem, jak sprzedać PR. Wymiękłem w drugim sezonie, bo tak zwanych szlachetnych ludzi w tak zwanej szlachetnej polityce w tej konfiguracji jakoś nie dałem rady przełknąć. Jak propaganda PRL inaczej. Niekonieczne implikacje intelektualne nie pomagają, czynią przekaz jeszcze bardziej niewiarygodnym. Myślenie życzeniowe, popisowe czy manipulacyjne? Czy wszystko razem? Pewnego dnia oglądasz sobie drugi sezon sprawnego prawniczego serialu a tu ni stąd, ni zowąd w niby feralnym 13 odcinku ujęcie z Dnia Świstaka. Inna kolor korekcja ale poznajesz ;))) I pada tekst – „Looks like we have competition”. Dlaczego? To żart przecież nie niedobór kaszy;) Oszczędzamy na establishach? A może… to zastrzyk antropoVR – ujęcia z tego filmu jak podprogowe mesydże – kotwice, jak ciasteczka „szczęścia” są umieszczane w innych serialach, które „MUSISZ” w kółko oglądać 😉 Jak w życiu z którego nie możesz się pewnych person czy ujęć pozbyć i już nigdy więcej nie chcesz się czuć kręcącym się w kółko w jakiejś kretyńskiej nakręcanej niewygodnej spirali. Jak w Dniu Świstaka codziennie te samo piekło. Bez znaczenia nawet, że je rozumiesz. I znikąd pomocy żony. I znowu ta sama „ścieżka zdrowia” jak w Black Mirror. Bez znaczenia, że go nie rozumiesz. Bo znikąd pomocy dobrej żony.