LIMUZYNA DO WOLNEGO CZYTANIA 12
QUO VADIS SAXIS
Razu pewnego w zeszłym roku na wiosnę grzebałem coś pod maską Husbila. Nagle zaczepia mnie kobieta, mniej więcej w moim wieku, powiedzmy i pyta się czy ja go nie sprzedaję. Odpowiadam tej dziwnie uśmiechającej się lejdi, że gdybym chciał go sprzedawać, to bym pewnie ogłoszenie widoczne powiesił. Na to ona z drugiej mańki, że tak powiem, czy ja nie chciałbym kupić, bo ona ma też Pilote (buda) i z jakiegoś powodu nie chce wystawiać powszechnie ogłoszenia. Ja na to, czemu mąż się tym nie zajmuje, a ona, że zmarł i właśnie dlatego. Odpowiedziałem, że raczej nie, co najwyżej mogę przyjechać i obejrzeć, coś doradzić. Jak w dobrym stanie, to może i jakiś znajomy szybko się znajdzie. Namówiłem Żurię i pojechaliśmy.
Diesel turbo, ale jak dla mnie głośność nie rekompensuje mocy. Klapa od silnika niebezpiecznie zainstalowana dla przedniej szyby. Karoseria też nie w całości. Wstępne i następne oględziny ujawniły bardzo dużo ubytków w środku. Nic nie działało, smród z ukrytego pod kanapą zacieku powodował gnicie drewna. Żurka zaczęła zaklejać dziury na zewnątrz ulubioną gumą. Ja mówię do tej kobity, żeby weszła do środka to opowiem co znalazłem, a ona, że w życiu tam nie wejdzie, bo ma za dużo wspomnień, a mąż za grosze go kupił podobno. Och, żesz, ty gorgoniu. No to powiedziałem jej co i jak, ale czułem się jakbym krzywdę jej robił, takie miny grała. Inna by podziękowała, kawą poczęstowała itd. A tu nic. Dobra, zawinęliśmy się i pojechaliśmy. Później mnie znowu zaczepiła przy Husbilu, że przyjechał facet od razu lawetą, czyli zdecydowany i kupił za 35K. Taka polaczynka zadowolona z farta. Strasznie przepłacił. Ja bym 25 nie dał. Tyle roboty z powrotem, mi by się już nie chciało. Za głośny silnik i w ogóle. Smrodliwy taki.
Będzie mi trochę brakować zlotów kamperowych i pikników samochodowych w Polsce. Głównie ze względu na sympatycznych, przyjaznych ludzi, którzy okazują się czasami jedyni i podejmują się pomocy po prostu, ze znajomości tematu, z sympatii. Tak jak Tomek na przykład. Spec elektryk co wymontował zupełnie niepotrzebne stare części. W zeszłym roku byliśmy jak zwykle na kilku takich zlotach w Warszawie i wtedy kupiłem sporą kolekcję dosyć rzadkich przedwojennych książek z ekonomii społecznej w Antykwariacie Warszawskim. I jak udało się zorganizować jeden zlot kamperowy w Zamościu połączony ze sprzedażą książek, to Książnica Zamojska wyszła na spotkanie odwiedzającym i zaproponowała sprzedaż używanych książek np egzemplarzy dotyczących historii samochodów, które oczywiście nabyłem. Od tamtego czasu kupiłem już tylko dwie książki tuż przed wyjazdem w podróż po Europie ’24 w antykwariacie „A” u Arka. Piękne oprawione w skórę wydania: Marii Cieślak „Pamiętniki zamojskiej licealistki 1941-50” i Bogumiły Sawy: „Dziewczęta w fartuszkach…”. Jak zwykle, SAWA na Końcu. Słowo 'Sawa’ rządziło w moim życiu, opowiem historię w swoim czasie. I dopiero wałęsając się po Amsterdamie znalazłem na publicznej półce kilka książek, które wydały mi się interesujące m.in „Zicht op de toeomst” futurologów Rudolfa i Robberta Das o techno wizjach przyszłości z 250 ilustracjami.
Weronika Bloch Żuria była największą przyjaciółką jaką miałem, i wszystkie zdjęcia z moim udziałem (poza okresem Rasta, Tomasza Kempy) są jej autorstwa. Zabawne jest to, że jednym z fakultetów Wery jest właśnie bibliotekoznawstwo. Wera kocha ziemię i ziemia też ją kocha. Kocha też robić zdjęcia wszystkiemu co zielone i co na talerzu i nie tylko. Potrafi zasadzić wszystko i wszędzie i to zawsze rośnie. Dla mnie ten niezwykły żywioł jest oczywiście zupełnie zrozumiały. Moja mama, która też kocha ziemię też bardzo to doceniała, co mam wrażenie było dosyć niezwykłe. Myślę, że Żuria znalazła najlepszy przepis na młodość. O żywieniu, bezpiecznych i niebezpiecznych produktach i składnikach wie wszystko. Sam traktowałem ją trochę jak własną córkę. Ale dzieci muszą iść w świat, żeby zacząć same sobie radzić. Żurka alias Gienia Maluchson potrafi zjeść więcej niż ja, co mnie zawsze niezmiernie bawiło i mam nadzieję zawsze zostanie tajemnicą.
Jak długo mit Stanów Zjednoczonych tkwił w przestrzeni umysłowej. Jak długo świat „nie chciał” zauważyć prawdziwego ZŁA kreującego i rozgrywającego wojny. Cała propaganda była o to oparta, żeby usprawiedliwić ten morderczy mechanizm. Musiałbym być kompletnie szalony, albo jakimś masochistą, czy idiotą, żeby jechać, wszystko jedno z jakiego powodu do Stanów Zjednoczonych. Ja je postrzegam, jako największe więzienie na świecie. Jak współczesny obóz koncentracyjny, z nadzorcami opłacanymi z zewnątrz i z wewnątrz, z laboratoriami ludzkimi, zwierzęcymi, roślinnymi. Gdzie rzeczywistość okazuje się być zespołem połączonych operacji psychologicznych. Wszystko, żeby zniszczyć organicznego człowieka i zaprogramować syntetycznego, uzależnionego NIEWOLNIKA. Unicestwić CZŁOWIEKA. Możesz się śmiać z „rzekomego” Matrixa bo zarabiasz furę pieniędzy w oparciu o nieszczęście / oślepianie / ubezwłasnowalnianie człowieka, ale skąd wiesz, że ty nadal nim jesteś?
TO jest jakaś chora iluzja dla ograniczonych do pojmowania wyłącznie/ co najwyżej 2D na wielu płaszczyznach. Nie widzę walorów, nie widzę perspektyw. Widzę od początku rozlewanie krwi, wojny, nierówności społeczne, biedę, wykorzystywanie, ludobójstwa, przekupstwa na wszystkich możliwych poziomach. Chęci i presje manipulacji innymi. No SAMO ZŁO. Nie ma znaczenia, że koncentracja tzw kapitału ludzkiego umożliwia nowe technologie, czy wysoce dyskusyjny / INWAZYJNY stosunek do postępu. Co z tego skoro to ma służyć ubezwłasnowolnieniu człowieka. Pozbyciu go wszystkich środków we wszystkich możliwych chorych podatkach, kredytach i długach. MOLOCH. Ja już nawet nie rozumiem, jak ktoś może być dumny z tego kraju, z którego okresu? Jazzu w muzyce? Jedno wielkie więzienie z gloryfikacją bożka pieniądza na wszelkich możliwych etapach, poziomach, kulturach itd. No CIELEC ZŁOTY No. Jak to najkrócej nazwać? Jaki sens jest w tym partycypować, bić pianę, stawać na baczność, coś bełkotać o ojcach założycielach, co z tego zostało, skoro to i tak nieprawda, jak każdy propagandowy film amerykański. Po co się angażować skoro twój każdy krok i wkład służy rozlewowi krwi gdzieś indziej. Nie ma znaczenia czy in czy out. Chemia w jedzeniu, chipy w głowie, szczury u podstawy, smród rozkładu na ulicach. Jak ta strużka krwi ze „Stu lat samotności” G.G.Marqueza wędrująca po ulicach. WIECZNA. Rozlew krwi ludzkiej to ROZ LEW.
Infantylna i smutna jest ta amerykańska podnieta w wyborach prezydenckich. Zionista w bejsbolówce wierzący / popierający interes ludobójstwa i zaangażowanie w to swojego kraju. Drugi taki sam tylko według świadectwa córki, ją nastoletnią molestujący. Farsa fars. Meta kalectwo. Ten sam establishment, te same pieniądze, różne ale te SAME marionetki i rozgrywanie wszystkiego dwubiegunowym pozornie przeciwstawnym układem. Nie dopuścić trzeciej partii do głosu. Iluzja demokracji pełną gębą. Wszystko inne to głupi, infantylny teatr. Niezrozumienie tego prowadzi do totalnej PUŁAPKI, gdzie wszystko jest oszustwem. To jak przekleństwo KRWI, która nie może przestać swędzieć. I ponieważ takie programowanie nie ma dobrego ujścia SWĘDZIEĆ będzie coraz bardziej, aż do całkowitego OBŁĘDU. Z tego właśnie wysoce wyrafinowanego WIĘZIENIA nie ma UCIECZKI. Zapis KRWI to największe świadectwo, wyrok i WIĘZIENIE.
DOOKOŁA JEZIORA NIELISZ W POLSCE NA WSCHODZIE
Życie JEST piękne. Poeta co ukochał wieś, ludzi, przyrodę, tradycje itd itd itd. To takie typowe dla Polski wschodniej. Jan Król: „Chata pod klonem i świr z niego ptasi... Nie zliczyłbyś ich, ptaków w tym klonie (Zawsze tak z rana, gdy złociało słońce). Ale najczęściej stamtąd w oczach Matka… Woła… W dzieciństwie brała na kolana, Tam pod tym klonem”. Moje pierwsze wspomnienie jest na kolanach babci, pod brzozą, jak miałem dwa lata.
Zdjęcia są ułożone w kolejności chronologicznej, bo rzeczywistość potrafi też czy raczej, przede wszystkim sama opowiadać. Jak kończyłem objazd, wyjechałem z lasu na główną drogę i po chwili w pierwszej wsi znalazłem leżący przy szosie wyjętą podwójną kartnicę z gazety, w idealnym stanie, zdaje się z 'Przekroju’ sprzed 50 lat. Zabawne, bo niedawno tyle właśnie lat skończyłem. Życie, rzeczywistość wydarza się nad fikcją. Prawda jest zawsze bardziej interesująca niż cokolwiek. Fikcja i fantazja wyłącznie jako zabawa, ewentualnie kontra inspira, krzywe zwierciadło lub pomieszana forma literacka czy w ogóle artystyczna. Oczywiście trzeba mieć dystans, żeby znaleźć jakiś punkt oparcia, ale jakież to ciekawe, że akurat to znajdujesz a ni nic innego.
MEM(ENT)O MORI
WAR NEVER CHANGES. NIC tak nie przemawia jak stary film, który wydaje się NIC swój kraj nie nauczył, którego esencja wyjąwszy sekwencje postępującego szczepionego szaleństwa, mówi prawdę o Stanach Zjednoczonych. Zainspirowany powieścią Josepha Conrada vel Józefa Teodora Konrada KorzenIowskiego „Jądro Ciemności” (Heart of Darkness) gdzie Kongo zostało zamienione na Wietnam. Programowana afirmacja kultury sukcesu, atakuje innych, zaraża innych, inne kraje, unicestwia człowieka, żeby tylko usprawiedliwić przemysł / kompleks wojenny, jego wpływ na faktyczne rządzenie światem. Amerykańska WOJNA nigdy się nie kończy. Kilkadziesiąt wywołanych po II W.Ś. i w kółko powtarzany ten sam schemat. Brudna Energia, Brudne Paliwo i Brudne Pieniądze. Ziemia Krwi / Nicości / Supremacji / Śmierci. W wielu wydaniach, związkach i mutacjach. ApokalipUSA.
Śmierć jest jak ŻYWIOŁ. W pewnym momencie zaczynasz zdawać sobie sprawę, że wszytko to gra ze Śmiercią. Ona ciągle jest, ciągle przemawia do ciebie. Ciągłe wchłanianie, ciągle umieranie, ciągłe wstawanie. Może nie zdajesz sobie sprawy, ale ciągle z nią rozmawiasz, ciągle grasz z nią w kolejne gry, o kolejnych ludzi. Rany zaglądają ci w oczy próbując cię osłabić. Śmierć jest jak żywioł. Wiesz, że przyjaciół trzeba trzymać blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Lepiej, żeby Śmierć była przyjacielem, niż wrogiem, czyż NIE. A może w jej wypadku to jedno i to samo. W takim razie może przyjaciół trzeba oddalać, żeby Śmierć ich nie dostrzegała. Wydaje się, że Rzeczywistość woli być Śmierci przyjaciółką. Że się doskonale rozumieją. Śmierć jest jak żywioł, ludzie są jej paliwem. Ciągła symultaniczna polityczna gra z kilkoma przeciwnikami w wielowymiarowe szachy.
TRUD TRUDÓW. Trzeba w końcu zdać sobie sprawę poważnie, że będąc całe życie SZPIEGIEM, jakieś idiotyczne czy autystyczne zamiłowanie do PRAWDY jest czynnikiem najbardziej determinującym. Jest poza najważniejszymi funkcjami sterującymi życiem człowieka. Poza Czasem, poza Miłością i poza Wolnością. Jest czymś, czego nie można się wyprzeć. Można jedynie to ukryć. Nie powiedzieć wszystkiego, żeby zdobyć pożądane informacje. W świecie opanowanym przez ZŁO, wydaje się to być jedyna postawa dla / EMPATYKÓW / ANIOŁÓW / żyjących w MROKU, nie chcących niepotrzebnie wprowadzać w BŁĄD. Trzeba bardzo uważać, kogo i z jakich powodów bronisz, żeby cynizm i pogarda, z którymi żyjesz za pan brat, w końcu ciebie samego nie oszukały i nie zawładnęły tobą. Żeby uniknąć niepotrzebnego ataku. ZŁO musi zostać w końcu pokonane. To jest OCZYWIŚCIE najważniejszy PROGRAM.
C.D.N.